Zbłąkani

Krocząc wśród życia kłopotów gęstwinie,
Gąszczu problemów, błahostek, rutynie.
Splątani w liany swej codzienności
Znajdują siebie – swe źródło radości.

I łączą siły, by ramię w ramię
Podołać temu cokolwiek się stanie.
Promykiem ona, on jej promykiem,
Gotowi stanąć przed swym przeciwnikiem.
Losem psotliwym, raz hojnym, raz skąpym.
Losem zdradliwym, upojnym, upiornym.

Lecz los już niestraszny, gdy światła pochodni
Niosą nie ręce, lecz serca… I zgodni.
Zgodni w tym ważnym, pobłażliwi w błahym
W oczach świt niosą, zwyciężą i z krachem.

Bo choćby się ziemia pod nimi zapadła,
Runęły gwiazdy, noc słońce skradła.
Oni ciemności rozświetlą płomieniem,
Porankiem w oczach, w się zapomnieniem.

Nie błądzą ci co w się zapomnieniu,
Choćby niezgodni nie dadzą się cieniu.
Lecz co po upadku, gdy z kolan się zbiera
I każde osobną swą drogę otwiera?
Gdy zamiast wspierać, szarpać zaczyna
I nie jest ważne jaka przyczyna.
To co ma wspierać przeszkadza i wadzi.
Dwa raz otuli, a cztery urazi.
Błotem zasypie, pocałunkiem skończy
W starciu sił o to, kto kogo wykończy.

Wciąż razem idą, ze sobą by kroczyć,
Pamiętać co miłe – raz można zboczyć…
Można i drugi, i trzeci… No – nie raz.
Lecz kiedy światło potrzebne, jest uraz.
Wciąż kroczą razem. Wciąż ramię w ramie.
Coś jednak wygasa, a w oczach już kamień.

Kroczą i cierpią. Cierpią i kroczą.
Pocieszą, znów zranią, lecz z drogi nie zboczą.
Czy warto tak kroczyć? Czy warto wciąż ranić?
Niebo przesłaniać i krwawić bez granic?

Kto wie co nagrodą? Czy ukojenie?
Czy cień wspomnienia, ból i zwątpienie?
I która droga jest ta właściwa?
Jej? Jego? Wspólna? Radosna czy mściwa?

Wciąż kroczyć razem, gdy dłoń ta co ściska
Nie ciągnie z błota, lecz wręcz w nie wciska?
Kolejne potknięcie? Znów uchybienie?
Czy może rutyna i w niej uwielbienie?

A co w drugą stronę?…

Odwrócić się odejść – co to przyniesie?
Polanę radości czy śmierć w mrocznym lesie?
Gdy każde rozejdzie się w mrocznej gęstwinie,
Czy zbłądzi, uschnie samotnie i zginie?
Czy może polanę odnajdzie świetlistą,
Zroszoną rosą, kojącą i czystą.

A dokąd prowadzi TO zatracenie?
W świetlistą polanę czy w mroczne cienie?
Czy razem twierdzę postawić im będzie?
Czy może kurhany budują w obłędzie?

I choćby rad tysiąc czy tysiąc jeden
W głowie płonęło, krzyczało w gniewie,
To nic nie znaczy, bo to Zbłąkani
Ocalą się sami, lub zniszczą też sami…

Michał Podbielski

Możliwość komentowania Zbłąkani została wyłączona

Kategoria Autor

Komentarze są niedostępne.